Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i kiełbasy, miary i wagi, kubły i worki, wszystko to zostało wyniesione i ustawione w paradzie na schodach zewnętrznych.
Wyniesiono wszystko, nie skradłszy jednak niczego, a każdy, patrząc na zamknięte drzwi, dziwował się wielce, jak się to stać mogło.
Macocha (i wszyscy inni zresztą domownicy) odrazu posądziła oczywiście Vettera, ale gdy przeliczyła wszystko i przekonała się, że nie brak ni jednego bochenka chleba, oświadczyła, że czynu tego nie rozumie.
Ojciec spotkał potem Vettera podczas przechadzki porannej i spytał:
— Vetter! Vetter! Powiedz, czyś to waść grasował w moim lamusie tej nocy?
Vetter był mocno obrażony i rzekł:
— Pan pastor raczy wyrazić pani pastorowej pozdrowienie ode mnie i oświadczyć, że z zasady nie okradam sąsiadów. Niech jednak nie myśli, by mi najlepszy zamek mógł przeszkodzić, jeśli sobie chcę coś wziąć!
Ach! Gdyby ojciec był takim jak poprzód, roześmiałby się pewnie z przygody i ubawił poczuciem honoru Vettera, teraz jednakowoż zgorszyło go to, bowiem pewny był, że awantura stanie się głośną w parafji i wszyscy kpić będą z jego żony, a może i z niego samego.