Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trawy, a któż lepiej jej to pokaże, jak nie osoba obeznana z wykwintnemi domami.
Piękny Örneclou miał specjalny talent mówienia złośliwostek, które zazwyczaj trafiały do celu. Ale Anna Marja Raclitz nie zaliczała się do osób wrażliwych, rzekła tedy swym chrapliwym głosem:
— Jeśli się panu chorążemu nie podobało u wdowca, należało wyjechać poprostu!
Örneclou spostrzegł, że jeśli nie obierze innej taktyki, nie będzie jadł w sali i spał w ciepłem łóżku.
Radby był nawet zaraz jechać, ale szło o co innego. Czuł, że go chce wygnać kobieta i nie mógł na to pozwolić. Nie zdarzyło się to jeszcze w jego życiu i niepodobna mu było z tem się pogodzić.
Dochodził już, coprawda, czterdziestki, ale wyglądał dobrze, a dotąd nie oparła mu się jeszcze żadna kobieta.
I został. Spędził kilka godzin z pastorem na grze w szachy, potem zaś, gdy tenże poszedł omawiać z Bengtem jakieś sprawy gospodarcze, udał się do bawialni i wszczął rozmowę z pastorową.
Pani Raclitz siedziała wyprostowana i sztywna na krześle pod oknem i, korzystając z ostatnich przebłysków dnia, cerowała pończochę.
Örneclou uczynił próbę zdobycia fortecy. Oświadczył, że się starzeje, ale przezto nabiera rozsądku. Dziewczęta, to istoty nieobliczalne i zmienne, postanowił tedy skończyć z miłostkami i oto po-