Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Matka Małgorzata przyznała, że sytuacja tego rodzaju może gniewać, i spytała, czy dlatego właśnie zamierza się wynieść?
— To jeden z powodów głównych! — odrzekł. — Przekonałem się, że posiąść ich zaufania nie zdołam nigdy, ale krok stanowczy uczyniłem na usilne prośby matki mej i całej rodziny, która nie dawała mi spokoju. Byli oni równie nierozumni jak Finowie i zasypywali mnie perswazjami, bym nie marnował życia w zapadłym kącie. Ile razy otwierało się miejsce w którymś z pastoratów, bardziej im południu wysuniętych, zawsze kusili mnie. Nie zwracałem na to uwagi dawniej, gdyż chciałem obowiązek mój spełnić do końca. Gdy jednak opróżniła się Sjöskoga...
Urwał nagle, stanął tuż przed Mają Lizą i zapatrzył się w nią, potem zaś rzekł zadumany, jakby mówił do siebie:
— Takiej jak ta dziewczyny nie dostałbym oczywiście, zostając w Finnerudzie.
Najniedwuznaczniej uznawał ją tedy za piękną, ale też nic ponadto. Spoglądał na nią jak na martwy obraz. Nawet macocha odkryćby nie zdołała śladu czułości w oczach jego, spoczywających na niej tak długo.
Za chwilę mówił znowu o swoich troskach i kłopotach.
— Gdy zmarł owdowiały już poprzednio pastor sjöskogski Cameen i pastorat zawakował, wpadło mi