Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w Loby za sianem w świątecznym czasie, a znalazłszy go, oddał należytość wraz z pozdrowieniem od Maji Lizy. Uczyniła tak, gdyż sądziła, że siostrzenicy trudno będzie o posłańca ze Svarstjö do Henriksbergu.
Znowu uczuła pastorówna wzruszenie wielkie, ale ciotka nie dopuściła do płaczu i zaczęła rozpytywać o Löwdalę. Nie wspominała zgoła macochy, ni spraw przykrych, dowiadywała się jeno o to, co nie mogło sprawić dziewczynie przykrości. Pytała, jak się ma babka, czy jej pokoik w browarni zawsze taki czyściutki, jak wygląda u starej Bengty w czworakach, czy tak brudno jak dawniej, czy sowa gnieździ się jeszcze na strychu. Kazała sobie opowiadać o droździe, śpiewającym wiosenną porą w koronie brzozy ponad starym głazem, służącym za ławę, o konwaljach w lesie poza sadem, o starym lamusie, tkwiącym na palach, o nowej plebanji, zbudowanej przez ojca Maji Lizy, pytała czy jest dokładnie taka jak dawna, a dowiedzieć się chciała wszystkiego, nawet czy dotąd mieszczą się owce w tej samej ponurej owczarni.
Pastorówna wyjść nie mogła z podziwu, słysząc, jak ciotka o wszystkiem pamięta.
Nakoniec rzekła parę słów o sobie.
— Widzisz, Majo Lizo, — rzekła — w pierwszym czasie po zamążpójściu wyrywałam się do Löwdali, ile tylko razy mogłam. Wiedziałam, że się to nie