Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   61   —

niewiasty, ale uśmiech tak przelotny, że nie zdołał rozpędzić chmury ciężkiej troski, która zasępiła jej oblicze.
— Młodość moją całą spędziłam tu wysoko w górach — rzekła. — I dziś mi jeszcze nie obcy sposób, jak wilka wypędzić z jaskini.
A tak silną i krzepką zdała się, że robotnik nie wątpił ani na chwilę, iż mimo lat podeszłych nie zbraknie jej mocy, by dzikim zwierzętom leśnym wojnę wypowiedzieć.
Powtórzył jednak zaprosiny swoje i stara weszła do chaty. Zasiadła z biedakami do posiłku i jadła z nimi bez żadnego wahania. A chociaż wielce zdawała się zadowoloną, że jeść może gruby czarny chleb, rozmiękczony w mleku, robotnik ani żona jego nie przestawali myśleć nad tem: skąd też stara ona wędrownica przychodzić może? Zaprawdę, musiała ona częściej bażanty ze srebrnych mis pożywać, niżeli pić mleko kozie z glinianej czary.
Ona zaś chwilami podnosiła oczy od stołu i rozglądała się, jakby chcąc znowu uczuć się po domowemu w chacie.