Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   35   —

Dni parę przeszło, i oto żołnierz jechał przez straszliwą pustynię górską, która się w południowej części Judei ciągnie. Ścigał on wciąż jeszcze zbiegów z Betlehem i rosła jego zapamiętałość, bo bezowocny pościg ów zdawał się przedłużać w nieskończoność.
— Rzekłbyś, ludzie owi umieją w ziemię się zapadać — snuł gniewne swoje myśli. — Ileż to razy w ciągu dni owych tak blizko byłem, że już, już mniemałem włócznią w dziecię ugodzić, a przecież zawsze ujść mi zdołali! Uwierzyć mi chyba trzeba, że nigdy ich nie dogonię.
I taki uczuł w sobie brak odwagi, jak każdy, w którym się budzi przekonanie, że walczyć zaczął z czemś nad moc ludzką wyższem. Wnet też zadał sobie pytanie, zali podobna, by bogowie ludzi onych strzegli.
— Daremne snać trudy moje. Wolej mi powrócić, niżbym miał tu w pustyni onej z głodu i pragnienia zginąć; — tak raz po raz mówił do siebie.
Ale wnet strach go chwytał na myśl, co go czeka, jeśli powróci, nic nie spra-