Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   100   —

niał, ale też żadnemu z wędrowców na myśl nie przyszło uskarżać się na to, że bezlitośny żar słoneczny dokuczać im nie mógł. A pod tem przysłoniętem niebem nie rozsiewały się tak szybko i nie ginęły w przestrzeni wonie kwiatów i młodej zieleni, ale unosiły się nad polami i drogami. I piękny ten dzień, co swem stłumionem światłem i milczeniem wiatru cichość i spokój nocy przypominał, zdawał się wszystkim, ku Jeruzalem dążącym gromadom ludzkim, coś ze swej istoty udzielać. Bo ciągnęli wszyscy radośnie, a przecież uroczyście, śpiewając głosem stłumionym odwieczne hymny, grając na staroświeckich instrumentach, których dźwięk podobny był brzęczeniu much i piosnce koników polnych.
A gdy stara Faustyna pośród ludzi onych przejeżdżała, ogarnęło ją także wesele ich i uciecha. Stępaka swego do pośpiechu przynagliła i rzekła do młodego rzymianina, który się boku jej trzymał:
— Śniło mi się dziś, jakbym Tyberjusza widziała, on zaś prosił mię, by