Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

drogę przez ciemności nocy, a za nim szli niewolni, niosący trójnóg ołtarzowy, węgle, noże, święty ogień i wszystko inne, co do ofiary było potrzebne.
Po drodze rozmawiał cesarz wesoło z swoimi poufnymi, dlatego to nikt nie zauważył ciszy niewymuszonej i milczenia tej nocy. Dopiero kiedy wyszli na najwyższą część Kapitolu, na pusty plac, wybrany do budowy nowej świątyni, spostrzegli, że coś niezwykłego się zapowiada.
Nie mogła to być noc jak inne, gdyż w górze, na brzegu skał, ujrzeli najprzedziwniejsze jasne zjawisko.
Zrazu sądzili, że to świeci tak stary, spróchniały pień oliwny, dalej myśleli, że prastary posąg ze świątyni Jowisza wyszedł na skały. Wreszcie uznali, że nie może to być nikt inny, jeno stara Sybilla
Czegoś tak starego, opalonego wichrem a olbrzymiego nie widzieli nigdy. Zgrzybiała ta niewiasta straszną była, wszyscy byliby chętnie do domu uciekli.
— Ona to jest — szeptali do siebie — która tyle ma lat, ile jest ziarnek piasku na jej ojczystym wybrzeżu. Dlaczego właśnie tej nocy wyszła ze swej nory? Co wróży cesarzowi i państwu, ona, która swe proroctwa pisze na liściach drzew, pewna, że wiatr przeniesie jej słowa każdemu, do kogo są wysłane.
Tak byli przerażeni, że gdyby się Sybilla była poruszyła, popadaliby byli na kolana i czołem dot-