Strona:Selma Lagerlöf - Królowe Kungachelli.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jeśli jest on tak dobrym władcą i chrześcijaninem, jak twierdzisz Jałtę, byłoby to dla mnie wielkiem szczęściem.
Lecz nie zdążyła jeszcze powiedzieć tego, gdy zgasł już płomień w jej oczach. Można było przypuszczać, że mgła zawisła pomiędzy nią i pięknem, dalekiem marzeniem.
— Ach Jalte, — powiedziała, — zapominasz o jednej rzeczy. Król Olaf jest naszym wrogiem. Obecnie mamy wojnę i nie swatów czekamy od niego.
— Nie martw się o to, — odpowiedział Jalte. — Jeżeli ty się zgodzisz — wszystko będzie dobrze. Znam poglądy króla Olafa.
Skald Jalte śmiał się z radości, lecz księżniczka była coraz smutniejsza.
— Nie chodzi o mnie, — westchnęła, — i nie o króla Olafa, lecz o mego ojca konunga Olufa. Wiesz, że nienawidzi Olafa Haraldsona i nie pozwala wymówić nawet jego imienia. Nigdy mi nie pozwoli udać się do państwa swego wroga. Nigdy nie odda swej córki Olafowi Haraldsonowi!
Księżniczka, odrzuciwszy, dumę, zaczęła się uskarżać przed skaldem.
— I cóż z tego, że dowiedziałam się o Olafie Haraldsonie, — mówiła. — cóż z tego, że śnią o nim w nocy, a dnie całe tęsknię? Czy nie byłoby lepiej, bym się nigdy nie była dowiedziała o jego istnieniu? Czy nie byłoby lepiej, byś tutaj nigdy nie był przyszedł i nie opowiadał mi o nim?
Gdy to mówiła, oczy jej napełniły się łzami.