Strona:Selma Lagerlöf - Królowe Kungachelli.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Król miał ochotę sprzeciwić się jej i zrobić coś naprzekór.
— Msza nie zaczęła się jeszcze, — odpowiedział. — Przyszedłem cię prosić do domu mojego Boga.
Król widział, że gdy mówił te słowa, oczy Wszechwładnej rozbłysły, lecz nie przestała się uśmiechać.
— Wejdź lepiej na okręt, — powiedziała. — Pokażę, jakie ci przywiozłam podarunki.
Jak na przynętę podniosła złoty miecz, lecz on znowu mimowoli zaczął ją porównywać z tamtą kobietą. I wydało mu się, że Wszechwładna stoi, jak smok pośród swoich skarbów.
— Chcę najpierw wiedzieć, czy pójdziesz ze mną do kościoła, — powiedział król.
— Poco? — zapytała wyzywająco.
Król zmarszczył brwi i Sygryd zrozumiała, że jest w innym nastroju niż wczoraj. Natychmiast zmieniła ton, stając się łagodną, chętną do ustępstw.
— Idź do kościoła, jeśli masz ochotę, — dodała. — Lecz ja nie pójdę. Nie będziemy się sprzeczali z tego powodu.
W tej samej chwili król się obejrzał. Zdaleka zobaczył tamtą kobietę. Szła zmęczonym krokiem, zgarbiona, i jak przedtem niosła na rękach dziecko.
— Czemu się tak przyglądasz, królu Olafie? — zapytała Wszechwładna.
Wtedy kobieta odwróciła się i król zobaczył jak