Strona:Selma Lagerlöf - Królowe Kungachelli.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie ma nic przeciw temu, by wesele odbyło się wieczorem.
Biskup kazał dzwonić przez cały ranek. Kiedy król, wyszedłszy z pałacu, przechodził przez plac, otwarły się podwoje kościelne i na spotkanie jego rozbrzmiała cudna pieśń. Król jednak przeszedł, jak gdyby nic nie słyszał. Wtedy biskup kazał zatrzymać dzwony. Śpiew ucichł, świece pogasły.
Stało się to tak niespodziewanie, że król przystanął chwilę, oglądając się na kościół. Wydało mu się wtedy, że kościół jest brzydszym, niż myślał. Jest niższym od wszystkich innych budynków w mieście, dach z torfu wtłacza w ziemię pozbawione okien ściany, wejście — niskie, ciemne, z małym daszkiem z kory sosnowej.
Kiedy stał, myśląc w ten sposób, we drzwiach kościoła ukazała się młoda, kształtna kobieta. Na rękach trzymała dziecko o jasnych włosach. Odzież jej była uboga, lecz królowi zdawało się, że podobnie królewskiej postaci nie spotkał jeszcze nigdy. Była wysoką, ładną, majestatyczną.
Król patrzył z rozrzewnieniem, jak młoda kobieta pieszczotliwie tuliła do siebie dziecko, jak gdyby nie miała nic droższego na świecie.
Kobieta zatrzymała się przy drzwiach i z rozpaczą patrzyła na ciemny, ubogi kościół. Kiedy znowu spojrzała na plac — w oczach jej błyszczały łzy. Lecz gdy trzeba było przestąpić próg, męstwo ją opuściło. Oparła się o odrzewia i spojrzała na