Strona:Selma Lagerlöf - Królowe Kungachelli.pdf/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie można było rozróżnić z powodu leśnego półmroku i zwisających gałęzi.
Potężny jeleń stał długo i, podniósłszy głowę, węszył powietrze w kierunku galery. Wreszcie upewnił się widocznie, że niema tam wrogów. Wszedł w wodę i zrobił jeszcze jeden krok. Pomiędzy rozłożystymi rogami zamajaczyło coś jasnego, jaskrawego. Czyżby jeleń niósł na grzbiecie wiązankę dzikich róż?
Marynarze ostrożnie poruszyli kilkakrotnie wiosłami. Galera posuwaał się na spotkanie jelenia. Jak gdyby z własnej woli zbliżała się do trzcin.
Jeleń powoli stąpał w wodzie, ostrożnie zanudzając nogi, by nie ugrzęzły między korzeniami na dnie rzeki. Teraz poza rogami wyraźnie widać było twarzyczkę kobiecą, Otoczoną jasnymi włosami. Jeleń dźwigał na grzbiecie jedną z tych nimf, o których marzyli i które pragnęli ujrzeć ludzie w tym dziewiczym lesie.
Załogę ogarnęła święta ekstaza. Jeden z marynarzy, rodem z Sycylji, przypomniał sobie hymn, który śpiewał w młodości, bawiąc się na kwiecistych równinach koło Syrakuz, Zaśpiewał więc:

„O Arefuzo, nimfo zrodzona wśród kwiatów,
Promyku księżyca na tle ciemnych lasów“

I kiedy zahartowani przez burze ludzie zrozumieli słowa, tłumiąc drżenie głosu, podchwycili pieśń:

„O Arefuzo, nimfo zrodzona wśród kwiatów...“

Kierowali statek coraz bliżej i bliżej brzegu, bez względu na to, że już dwa razy zaczepił o dno rzeki.