Strona:Selma Lagerlöf - Królowe Kungachelli.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lecz niedość na tem. Kiedy podczas deszczu i mgły ukazywały się kontury jakiegoś lądu, musieli spieszyć na otworte morze z obawy rozbicia się o skały. Pewnego razu, kiedy w nocy najechali na rafę podwodną, musieli wrzucić w morze połowę ładunku. O drugiej połowie bali się nawet myśleć, gdyż byli prawie pewni, że nie ocaleje po tych wszystkich wypadkach.
Widocznie Sylwjusz Antonjusz nie przyniósł marynarzom szczęścia. Żył jeszcze i jeszcze dotąd się nie utopił. Przecież życie jego nie stało się piękniejsze od chwili, gdy postanowił je zakończyć. Być może liczył na to, że morze samo nim zawładnie. Możliwem jest również, że rozgniewane fale nie podobały mu się więcej i wolał umrzeć w pachnącej, zielonkawej wodzie swej marmurowej wanny.
Lecz gdyby Halen i jego towarzysze podejrzewali w jakim celu przyłączył się do nich młody Poppjusz, żałowaliby gorzko, że nie wykonał swego zamiaru, gdyż wszyscy byli przekonani, że przyniósł im nieszczęście. Często w czasie ciemnych nocy Halen obawiał się, że marynarze pochwycą syna chlebodawcy i wrzucą w morze. Niejednemu z nich majaczyło się w czasie strasznej burzy, że z wody wysuwają się czarne ręce, Starając się zaczepić o okręt. Jednak marynarze nie mogli się zdecydować na ciągnienie losów, by się dowiedzieć, kogo z pośród nich chciały te ręce pociągnąć w odmęty. Lecz i sternik i marynarze oddawali sprawiedliwość Sylwjuszowi Antonjuszowi, przypuszczając, że burze przesycały atmosferę i kłębiły morze tylko z jego powodu.