Strona:Selma Lagerlöf - Królowe Kungachelli.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z kilkoma staremi służebnemi i nie widziała nic, prócz szarej rzeki.
Teraz nareszcie jechał po królowę. Lecz w drodze myślał o niej, wpadł w taką rozpacz, że odłączył się od swej świty i jechał samotnie. Chciał bez świadków przezwyciężyć stan swojej duszy.
Wydostał się z zarośli i jechał przez szerokie pole. Gdyby to było latem — zobaczyłby tutaj wielkie stada krów i owiec, lecz teraz dokoła było pusto i widać było tylko wydeptaną ziemię i resztki objedzonych przez bydło traw. Król wspiął ostrogami konia i z największą szybkością pomknął przez pola, by sobie bardziej jeszcze nie zepsuć nastroju.
Król był człowiekiem mężnym. Gdyby córka królewska znajdowała się w niewoli i mieszkała w zaczarowanym pałacu pod strażą wielkoludów i smoków — pędziłby jak strzała, by ją oswobodzić. Lecz na nieszczęście faktem było to, że nie niepokojona przez nikogo, pozostawała w swej wieży i nikt na świecie nie przeszkadzał mu zabrać jej do siebie. Żałował gorzko, że się z nią ożenił.
— Wszystko co wielkie, piękne i dumne — nie dla mnie istnieje, — myślał. Przeznaczenie nie pozwala nawet, bym w walce zdobył sobie żonę.
Jechał coraz wolniej i wolniej, gdyż droga pięła się na stromą górę, z drugiej zaś strony pod górą zaczynała się już długa ulica Kungachelli.
Ze szczytu góry król widział dobrze wysepkę Ragnchild, gdzie mieszkała, czekając na niego, królowa.