Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Barbaro“, rzekł Ingmar, „czy mogę teraz mówić z tobą o naszej przyszłości?“ Lecz ona go nie słuchała. Złożyła ręce i dziękowała Bogu. Mówiła cichym, wzruszonym głosem, ale Ingmar słyszał dobrze.
Cały ból, jaki wycierpiała, z powodu swego nieszczęśliwego dziecka, powierzyła teraz Bogu i dziękowała mu, że dziecko będzie takie, jak inne dzieci, że będzie skakało i bawiło się i widziało, i będzie mogło chodzić do szkoły, i uczyć się czytać, i wyrośnie na silnego młodziećca, który potrafi wywijać siekierą i kierować pługiem, że kiedyś zdobędzie żonę i zamieszka jako pan w starym dworze ingmarowskim.
Gdy podziękowała w ten sposób Bogu, przystąpiła do Ingmara i rzekła z błyszczącemi oczami: „Teraz wiem, dlaczego ludzie mówią, że Ingmarowie to najlepsi ludzi we wsi“.
„To stąd pochodzi, że Bóg ma z nami większe zlitowanie, niż z innymi“, odrzekł Ingmar. „Ale teraz Barbaro, obciąłbym...“
Ale Barbara przerwała mu.
„Nie, to stąd pochodzi, że wy nie macie spokoju, dopóty, dokąd nie przeprosiliście się z Bogiem“, rzekła. „Niech Bóg broni, coby się było stało z mojem dzieckiem, gdybyś ty nie był jego ojciem!“