Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzi znów w lesie i słyszy że Barbara mówi: Powinieneś być zadowolony, że możesz naprawie wszystko, coś zawinił“.
„Czyż to, czego żąda odemnie jest zbyt ciężkie w porównaniu z twardym losem, który ona sama dźwigać musi? pomyślał.
I nagle zdawało mu się, że ten list nie powinien nigdy dojść do wiadomości Barbary. O nie, gdyż wówczas dowiedziałaby się, że on nie miał siły wykonania swego zadania. Czyż miał błagać ją w ten sposób, ażeby mu darowała karę i pokutę?
Ona nie zachwiała się ani na chwilę, nie, ani na sekundę, skoro tylko mogła słuchać własnej woli. Jego zaś musiała zmuszać do obowiązku. Czyż miałaby teraz dowiedzieć się, że pisał, iż nie ma siły dokonać rozpoczęte dzieło?
Ingmar złożył zapisane kartki i schował je do kieszeni. „Zupełnie zbytecznie, abym ten list skończył“, rzekł.
Skręcił lampę i opuścił warsztat stolarski. Wyglądał wciąż jeszcze przygnębiony i nieszczęśliwy ale był teraz mocno zdecydowany, postąpić wedle woli swej żony.
Gdy wyszedł ujrzał tuż obok siebie małą furtkę tylną, która stała otworem. Stanął przy drzwiach i odetchnął świeżem powietrzem. „Nie warto już chyba kłaść się spać“, pomyślał.
Powoli i jakby ukradkiem wysuwały się pierwsze promienie słoneczne z poza wzgórzy, które po-