Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— „Tak“, odrzekłbym, „i byłbym już tam teraz, gdybym się nie był wrócił, a to dlatego, ponieważ po drodze słyszałem historyę, którą chciałbym księdzu opowiedzieć“.
A potem prosiłbym, aby ksiądz miał jeszcze ze mną cierpliwość przez jedną lub dwie godziny i pozwolił mi opowiedzieć sobie długą historyę, którą pragnę bardzo mu powierzyć. A gdyby mi ksiądz pozwolił, rozpocząłbym tak: W gminie naszej żył raz człowiek, który nie troszczył się o swoją żonę. Pochodziło to stąd, że aby módz utrzymać się przy ojcowskim dworze, musiał porzucić dziewczynę, którą kochał, i ożenić się z tą drugą. Ale godząc się na ten interes, myślał tylko o dworze, lecz nie brał wcale w rachubę, iż dostanie i żonę. A gdy było po weselu i małżonkowie zamieszkali razem, nie mógł i nadal zrozumieć, że posiadał żonę. Nigdy nie pytał o to, jak jej się powodzi, czy chętnie u niego przebywa, czy też czuje się nieszczęśliwą. Nie zważał też na to, jak ona spełnia swe obowiązki, czy prowadzi gospodarstwo dobrze lub źle. Myślał wciąż tylko o tamtej i wcale nie przychodziło mu na myśl, że jest obok niego żona. Dla niego była ona jakby bezwartościowym sprzętem domowym, należącym do dworu, niechaj sama da sobie rady on nie myślał troszczyć się o nią.