Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziły się włościanki, oglądały je z zajęciem i podnosiły je do góry.
Matka Stina nie miała zamiaru kupowania czegoś, ale przyszło jej na myśl, że na dworze ingmarowskim miał być warstat tkacki, na którym można było utkać najcieńszą nitkę, zbliżyła się więc, aby go obejrzeć. Ale właśnie, gdy matka Stina zbliżyła się, jedna ze sług przywlokła, dwa potężne folianty biblii. Były tak ciężkie w swych oprawach ze skóry i obiciach mosiężnych, że dziewczyna zaledwie zdołała je udźwignąć.
Matka Stina była całkiem przerażona, zdawało jej się, że dostała policzek w twarz i powróciła na dawne swe miejsce. Wiedziała wprawdzie, że teraz nikt już nie czytał tych biblii z przestarzałą pisownią, ale wydawało jej się to przecie bardzo dziwnem, że Karina chciała je sprzedać.
Może była to właśnie biblia, którą czytała babka Kariny, gdy jej przyniesiono wiadomość, że mąż jej został zabity przez niedźwiedzie.
Matka Stina pzzywodziła sobie na pamięć wszystko co kiedykolwiek słyszała o starych Ingmarsonach. Każdy przedmiot, który tu widziała opowiadałejej coś szczególnego.
Te srebrne sprzączki, które tam na stole leżały, zabrał czarownikowi na Klakbergu jeden z Ingmarów Ingmarsonów.
Tam w tej karecie starej, jechał zawsze do