Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się, że stary może nie znajduje się w należytem usposobieniu aby iść i poświęcić cały swój majątek.
„Tak — rzekł syn, — ale czem jest nowy dom i nowa stajnia w porównaniu z nowem czystem życiem wśród ludzi równych przekonań?“
„Alleluja!“ zawołał ojciec, „o tak, wiem przecie, że spotkał nas pięknym los. I właśnie idę do młyna aby sprzedać moją posiadłość towarzystwu akcyjnemu. Gdy będę powracał tą drogą będzie już po wszystkiemu; nie będę już niczego miał na własność.“
Syn nie odrzekł nic na te słowa; uspokoił się gdy słyszał, że ojciec tak mówił. Wkrótce potem przechodzili obok dworu, który leżał na pięknem wzgórzu. W dworze tym był pięknie pobielony dom z altaną i werandą a dokoła rosły wysokie topole, których piękne szarawo-białe pnie pełne były odżywczych soków.
„Patrz — rzekł chłop — ot tak chętnie bym urządził był u siebie. Właśnie] taką werandę i altankę z licznemi rzeźbami. I taką samą zieloną terasę z cienką, gęstą trawą Czy to nie byłoby pięknie Gabryelu?“
Syn nie odpowiada, a chłop czuje, że nie chce już słyszeć tego ciągłego gadania o dworze. Milczy więc także, ale myśli jego są bezustannie w własnej zagrodzie. Myśli o tem, jak się będą miały konie i w ogóle cały dwór za nowego wła-