Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy córka Ingmarów Ewa przechodziła przez wieś, wyobrażała sobie przed każdym domem, na który padł jej wzrok, że on wstrząśnie się i zawali przy zbliżającem się trzęsieniu ziemi, z taką łatwością, jak gdyby był z piasku zbudowany. A gdy spotkała ludzi myślała o tem, że wkrótce piekielne potwory pochwycą ich i pochłoną.
„Oto idzie córka nauczyciela, Gertruda!“, pomyślała, gdy ujrzała nadchodzącą piękną dziewczynę. »Oczy jej błyszczą się i świecą, jak światło słoneczne na śnieżnej powierzchni. Szczęście patrzy jej z oczu, pewnie dlatego, że w jesieni ma być jej wesele z młodym Ingmarem Ingmarsonem. Widzę, że nosi wiązankę przędziwa, chce zapewne uprząść firanki i prześcieradła do swej wyprawy, ale zanim jeszcze wykończy przędziwo, przyjdzie na nas czas zniszczenia“.
Stara rzucała dokoła ponure spojrzenia, gdy szła przez wieś parafialną, która rozwinęła się była nadspodziewanie. Ale wszystkie te białe i żółte dwory z drewnianemi parkanami i wysokiemi oknami miały zawalić się, tak jak jej własna uboga chata o małych jak dziurki okienkach i belkach mchem porosłych.
W środku wsi zatrzymała się i uderzyła laską o ziemię. Opanował ją gniew silny i zawołała tak głośno, że ludzie przechodzący w pobliżu oglądali się: „Tak, tak, w wszystkich tych domach