Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ani chwili nie myślał o tem, że parowiec może być w niebezpieczeństwie, był on przecież tak ogromnie wielki i silny.
Teraz przybywali i oficerowie pospiesznie na pokład. Gdy ujrzeli, że był to tylko żaglowiec, który zderzył się z okrętem „L’Univers“, uspokoili się zupełnie i z największą pewnością robili potrzebne przygotowania dla rozłączenia obu okrętów.
Mały chłopak stał na pokładzie; był bosy, a koszula jego powiewała na wietrze, ale wciąż dawał znaki nieszczęśliwym ludziom na żaglowcu, aby przeszli na parowiec i ratowali się.
Z początku nikt nań nie zważał, ale wkrótce widział, że jakiś wielki, rudobrody człowiek wołał go skinieniem.
„Pójdź tu chłopcze!“ zawołał i przybiegł na samą krawędź. „Parowiec tonie«!
Ale małemu chłopakowi ani się śniło, przejść na żaglowiec. Krzyczał z całej siły, ażeby rozbitki ratowali się na okręt „L’Univers“.
Majtkowie na żaglowcu pracowali gorliwie, starając się zapomocą sztang i haków uwolnić okręt, ale rudobrody człowiek przejęty był dziwną litością dla małego.chłopca. Złożył ręce w trąbkę i krzyczał: „Przejdź do nas, przejdź do nas!“
Malec stał zatrwożony na pokładzie, marznąc w swej cienkiej koszulce; tupał bosemi nogami o ziemię, zaciskał pięście do załogi żaglowca,