Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ska. Mała odkryła tam w tej chwili świecący się ogień, wykrzyknęła z radości i raczkowała możliwie szybko w tym kierunku.
Karina wołała na nią, ale dziecko nie słuchało; starało się z wielkim trudem wygramolić na ognisko; upadło kilka razy, ale na koniec dostało się przecie do kamienia, na którym rozniecony był ogień.
»O Boże, o Boże dopomóż mi!“ zawołała Karina. Zaczęła wołać głośno o pomoc, chociaż wiedziała, że nie było nikogo w pobliżu.
Dziecko pochyliło się śmiejąc się nad płomieniem; w tem paląca się głownia spadła z ogniska na żółtą sukienkę dziecka.
Lecz nagle Karina stanęła wyprostowana i biegnąc szybko do ogniska porwała dziecko.
Gdy już wszystkie iskry strzepnęła z sukienki obejrzała dziecko i przekonała się, że nie było poparzone, wtedy dopiero uprzytomniła sobie, co się właściwie stało. Wszakże stała o własnych siłach poszła własnemi nogami i nadal także umiała chodzić!
Karina czuła najsilniejsze wzruszenie, jakiego kiedykolwiek w życiu doznała, a zarazem wzruszenie to sprawiało jej największe szczęście.
Rozumiała, iż znajdowała się pod szczególną pieczą i starannością boską, i że Pan Bóg jej zesłał w dom świętego człowieka, aby ją uratował.


∗             ∗