Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i nigdy nie padło między nami złe słowo, aż do czasu, gdy Gunar objął sklep.
„Wtedy dopiero“ — ciągnęła Brygita dalej swe nieme opowiadanie, — zepsuło się coś między nami. Chciałam, ażeby on prowadził sklep wedle mego przekonania, bo nie cierpię tego, jeżeli sprzedaje wino i piwo pijakom, i zdaje mi się, że powinien ludziom tylko to sprzedawać, co dla nich jest pożyteczne i potrzebne, ala Gunar twierdzi, iż to nierozumnie. Ze zaś nikt z nas nie chce ustąpić, więc kłócimy się wciąż, i teraz on przestał mnie już kochać“.
Patrzyła na człowieka siedzącego błędnemi oczami, jak gdyby dziwiąc się, że nie chce jej prośbie zadość uczynić.
„Ale to chyba już zrozumiesz, że nie mogę przeżyć tej hańby, że on każe biednych ludzi fantować i zabrać im jedyną krowę, lub nędznych kilka owiec?“
„To już nigdy nie da się naprawić, czy ty tego nie pojmujesz? Dlaczegóż więc nie odchodzisz, ażebym mogła już koniec zrobić?“
Lecz gdy ów człowiek wciąż siedział i wpatrywał się w Brygitę, ona uspokoiła się powoli a nakoniec zaczęła z cicha płakać. Była wzruszona tem, że siedział wciąż i pilnował jej. Było to wiele, ze strony człowieka, który jej wcale nie znał.