Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dli u stóp jego, i znikło wszelkie niebezpieczeństwo i znikły strachy i prześladowania.
Dagson mówił to, co sam odczuwał. Jeżeli tylko mógł ułożyć się u stóp Jezusowych, schodziły nań spokój i cisza i nie bał się już niczego w życiu.
Gdy Dagson skończył swą mowę, powstało silne poruszenie w pośród słuchaczy. Niektórzy wystąpili i dziękowali mu, a innym łzy spływały z oczu. I mówili, że kazanie to pobudziło ich do prawdziwej wiary w Boga.
Ale córka Ingmarów Karina siedziała nieruchomie, a gdy Dagson skończył mowę, podniosła, ciężkie swe powieki i spojrzała nań wzrokiem, w którym był zarzut, że ona jedna odeszła z próżnemi rękami.
Wtem rozległ się przed domem misyonarskim głos silny i zawołał tak głośno, że całe zgromadzenie zrozumiało, następujące słowa:
„Biada biada, biada tym, którzy kamienie podają miasto chleba!“
Karina nie wiedziała kto mówił, musiała siedzieć przykuta do ławki, gdy inni tłoczyli się ku wyjściu.
Po chwili przyszli jej domownicy i opowiedzieli jej, że był to jakiś słuszny ciemny człowiek którego nikt nie znał. Podczas kazania przejeżdżał tędy dorożką z młodą, jasnowłosą kobietą. Zatrzy-