Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ściańskiego zgromadził się wokoło cerkwi; starszy brat cerkiewny wydobył wszystkie moździerze cerkiewne i prochem je cienkim ponabijał, żeby huk był większy; bractwa z chorągwiami stały, a na drodze do Krzyworówni łeginiów na koniach porostawiano, aby dawali znać, kiedy wojsko się ukaże. Po mnie rano Kornył przysłał, żebym się zaraz stawił koło cerkwi i tam z puszkarami innymi się połączył. Na ten dzień nazbierał Milner puszkarów ze czterdziestu; dał nam wszystkim inne znaki na piersi — jakieś białe. Pobratymowi memu Ilii kazał nieść świeżo uszytą chorągiew białą z czerwonem. Raz jeden tylko ludziom chorągiew tę pokazali.
Na dwie godziny może przed południem przyjechała na koniu i Milnerowa; suknię miała na sobie tę samą białą atłasową, w której ją po raz pierwszy widziałem i ten sam kieptar błękitny ze złotem; na głowę tylko wzięła była tego dnia inną jakąś czapeczkę białą, czerwonym puchem obszytą. Stanęła przed nami, a obok służąca, która miała w rękach tacę z chlebem i solą, i mąż z pochyloną głową.
W pół godziny może po jej przyjeździe nadleciał pierwszy posłaniec. Koń pod nim szedł takim cwałem, że prawie ziemi kopytami nie dotykał.
— Już ich widać, już idą! — wołał zdaleka.
Dano znać do dobrodzieja. Wyszedł zaraz w ryzę ubrany, z krzyżem świętym w ręku. Chorągwie się podniosły, w dzwony uderzono, pałamary kadzielnicami zatrzęśli, procesya ruszyła naprzód; puszkary z Milnerami na czele szli zaraz za księdzem. Niemczyka Hermana nie było tego dnia pomiędzy nami.
Co chwila nadlatywał nowy posłaniec, krzycząc:
— Idą! idą!
Nie doszliśmy do ostatnich chat w Żabiu, doleciał naszych uszu wesoły dźwięk muzyki wojskowej i ujrzeliśmy huzarów.
— O, panowie! — zawołał nagle głośniej Mykoła, podnosząc głowę i patrząc na nas zasłuchanych w jego opowiadanie. — Umierać będę, a jeszcze w pamięci będzie mi jasno stał ten dzień.