Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pieczne miejsce; przyjdź dziś po pierwszych kurach, zastukaj do tego okna, ja ci dam skrzynkę i sama z tobą pójdę do lasu... zakopać... Chciałam do tego użyć albo Hermana albo starego Kornyła, ale ciebie wolę, tobie najwięcej ufam...
Przestała mówić, tylko ciągle patrzyła mi w oczy.
Ze mną dziwy jakieś się działy, coś mię strasznie koło serca dusiło, a świat kręcił się wkoło mnie tak, jakbym był porządnie pijany... Zdawało mi się, że dwa jakieś duchy, wrogi śmiertelne, tam we mnie, gdzieś w sercu, w piersiach wojnę wielką toczą. Po chwili dopiero odpowiedziałem jej, że przyjdę wedle rozkazu i czemprędzej wybiegłem z izby.
Gdy byłem już w drzwiach, zawołała mnie i kazała mi wrócić.
— Czego lecisz jak szalony? — zapytała surowo. — Nie powiedziałam ci jeszcze, jak masz to zrobić. Masz tu klucz od tej furtki, co z ogrodu prowadzi wprost w bukowy las... Teraz idź zamelduj się Kornyłowi, że idziesz posłany przezemnie na dół, do Jawornika... Do północy prześledź gdzieś w lesie, gdzie sam chcesz wreszcie, a po pierwszych kurach otwórz furtkę, podejdź pod to okno, stuknij dwa razy, ja ci otworzę, zabierzesz skrzynkę i pójdziemy... Teraz możesz już iść...
Ścisnąłem w ręce klucz od furtki i wybiegłem. Klucz ten zdawał mi się ogniem żarzącym, palił mi ręce... Sam nie wiem, co powiedziałem staremu Kornyłowi, to tylko pamiętam, żem co rychlej wybiegł z dworzyszcza i pognałem wprost przed siebie w las bukowy, w ciemną, czarną puszczę.
Nie zatrzymałem się aż koło krzyża nad «biesową pieczarą». Krzyż ten postawiono za dusze węgierskich robotników, którzy kilka lat temu, wracając gdzieś z lackiego kraju z roboty, zabłąkali się w zamieć aż do tej debry i w niej śmierć znaleźli. Dopiero na wiosnę, jak śnieg stajał, ciała ich na dnie znaleziono.
Krzyż ten i straszne baśnie przywiązane do tego miejsca oprzytomniły mię trochę, przeżegnałem się i zacząłem się mo-