Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zostaw to proszę! — zawołałem gwałtownie. — Czy byłaś przy śmierci ojca?
— Ciekawam po co? — odparła opryskliwie — niczego nowego nie mogłam się od chorego, zdziecinniałego starca dowiedzieć. Sami popi pochowali i kazali sobie jeszcze trzydzieści rubli za to zapłacić.
— Cóż się dzieje z domem? z ziemią? wydzierżawiłaś zapewne? — spytałem dalej zdławionym głosem.
— Wszystko, wszystko sprzedałam — mówiła pospiesznie — ciebie nie było, do sukcesyi nie przyznałeś się, mnie uznano jedyną spadkobierczynią, Danyło »bisnowaty« po żebrach chodzi. Przyjęłam sukcesyę i bojąc się, żeby, jeżeli ciebie zasadzą, nie chcieli twej części skonfiskować — sprzedałam ziemię zaraz. Pieniądze poszły na sprawę dla dobra ogółu, grosza ztamtąd nie wzięłam dla siebie.
Widziałem już jasno, że nie mam jej więcej o co pytać; wiedziałem, że i ją szatan jakiś opętał, że nie miałem już siostry. Zwróciłem się ku drzwiom, chciałem wyjść.
— Poczekaj! — zawołała za mną — nie odchodź, za chwilę Aleksiej przyjdzie; potrzebujemy koniecznie wysłać kogoś do Charkowa, ale kogoś pewnego, może ciebie pośle... Czas ci już bardzo zająć się czemś na seryo.
— Niech sam jedzie! — wrzasnąłem wściekle i opuściłem mieszkanie siostry.
I uczułem się sam, sam jeden na świecie; rodzina w grobie; brat idyota, ofiara rozpusty w moskiewskim korpusie; siostra opętana, do dzikiego fanatyzmu doprowadzona, także ofiara moskiewskiego nihilizmu.
Znalazłem się wśród ludnego miasta; nie miałem z czego żyć, grosza na kawałek chleba mi brakło; nikt mnie na stałe przyjąć nie chciał, zmieniałem sposób zarobkowania co tydzień; wszyscy bali się — nihilisty!... Ja nihilistą! Ostatniemi czasy roznosiłem towary ze sklepu; pan Bolesław znał kupca, u którego posługiwałem; od niego dowiedział się, żem był w uniwersytecie; rozmówił się ze mną i przywiózł mię tutaj.