Strona:Rudyard Kipling - Zwodne światło.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kryte! Nawet wąsy twoje zbielały. Nie przypuszczałam, że jest tak zimno.
Mróz biały porysował fantastyczne desenie na mgłą zwilżonym paltocie Heldar’a. I on zapomniał o stanie powietrza. Rozśmieli się też oboje, a wraz ze śmiechem tym skończyła się wszelka poważniejsza rozmowa.
Dla rozgrzania się, pobiegli żywo z powrotem; piękność wszakże pełnego przypływu morza, skąpanego w srebrnych blaskach księżyca, przykuła ich po chwili do miejsca. Świadomość, iż Maisie na równi z nim odczuwa i rozumie grę barw, była nową radością dla Ryszarda. Przekonał się, że i dla niej w mgle białej istnieją niebieskie promienie i fioletowe smugi, — że przedmioty, dla profana jednobarwne, w jej oczach mienią się tysiącem delikatnych odcieni.
Rozmarzające światło księżyca przeniknęło tymczasem do duszy dziewczęcia, łagodząc zwykłą jej sztywność i chłodne zamknięcie się w sobie. Gawędziła więc swobodnie, z ożywieniem, opowiadając o sobie, o ludziach i wypadkach, obchodzących ją bliżej. Mówiła o Kami’m, tym najmędrszym z mistrzów, — o pracujących u niego artystach, o Polkach, które, gdyby ich nie powstrzymywano, gotoweby się zabić pracą, — o Francuzkach, zbrojnych w nie-