Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mną pomówić w wielkiej świetlicy. Już przódziej, gdy chadzała po dworskich obejściach, miała ten zwyczaj, iż zawiadamiała mnie, dokąd się wybiera, bym mógł wyprawić kilku łuczników, którzyby szli za nią i przed nią i strzegli jej kroków. Nierzadko się zdarzało, iżem przyczajał się w lesie i również przyglądał się jej przechadzkom.
— Poszedłem tedy żwawo, a gdym doszedł do dźwierzy dworzyszcza, one otworzyły się znienacka i stanęła w nich pani Aelueva, mówiąc tak do mnie: „Mości Ryszardzie, izali nie raczysz wnijść do swej świetlicy?“ To rzekłszy, rozpłakała się, ale nikt tego nie widział krom nas dwojga.
Zamilkł na chwilę stary rycerz i uśmiechał się, wodząc wzrokiem po dolinie.
— Ach, jakże dobrze się złożyło! — zawołała Una, klasnąwszy zlekka w rączki. — Więc ona żałowała tego, co zrobiła, i chciała ci to powiedzieć...?
— Wierę, żałowała... i wyznała mi to — potwierdził pan Ryszard, ocknąwszy się z zadumy. — Wnet-że potem (aczkolwiek on powiadał, iże całe dwie godziny zbiegły) ku wrotom podjechał De Aquila z pięknie lśniącym puklerzem (Hugon mu go tak wyczyścił) i jął domagać się poczęstunku, przezywając mnie niewiernym rycerzem, co chce zagłodzić swego zwierzchnika i pana. Wówczas okrzyknął, że przez dzień cały nikomu w dolinie nie wolno zajmować się pracą. Naszym Sasom w to graj! Nuże dąć w rogi, zastawiać jadło i napo-