Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mandów, okrom obecnego tu Ryszarda, którego miłuję.“
— „W zacnych i zbożnych czasach, których dla grzechów moich ponoć nie dożyję, na ziemi angielskiej nie będzie ani Sasów ani Normańczyków“, odeprze mu De Aquila. „Znam-ci ja się coś nie coś na ludziach, tedy ci rzekę, iż chocieś niezaprzysiężony, służysz mi wierniej, niż wielu Normańczyków, którychbym ci mógł wyliczyć po imieniu. Weź-że sobie tedy Dallington, a jeślić wola i ochota, to połącz się z Ryszardem i wypowiedz mi wojnę, chociażby jutro!“
— „O nie!“, odrzekł Hugon. „Nie jestem dzieckiem! Przyjmując dar, zobowiązuję się do wiernej służby!“ Złożył obie ręce na dłoniach De Aquili i zaprzysiągł mu wierność. Wówczas, jako pomnę, ucałowałem go serdecznie, a De Aquila ucałował nas obu.
— Potem usiedliśmy przed szałasem, bo już się robił dzień. De Aquila przyglądał się naszym chłopom, idącym do roboty na polach, i gawędził z nami to o rzeczach świętych, to o łowach i ujeżdżaniu koni, to znów dawał nam rady, jak mamy rządzić w naszych dworach, to wreszcie odsłaniał nam zalety i wady króla Jegomości. Tak-ci do nas teraz mówił, jakgdybyśmy byli jego rodzonymi braćmi. Naraz przekradł się do mnie jakiś chłop (a był-ci to jeden z owych trzech, których omieszkałem powiesić przed rokiem) i grzmiącym głosem oznajmia (takim to głosem Sasowie zwykli szeptać w ucho swe tajemnice), że pani Aelueva chce ze