Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— „Głupiś!“, burknął De Aquila. „Toć to dlatego, że jego Sasi nalegali nań, by powstał przeciwko tobie i wygnał precz wszystkich Normandów z tej doliny. Niech cię nie obchodzi, skąd mam tę wiadomość. Dość na tem, że oznajmiam ci rzecz prawdziwą. Przeto Hugon uczynił się za ciebie zakładnikiem, wiedząc, że jeżeli spotka cię jaka krzywda ze strony Sasów, twoi Normańczycy zabiją go niechybnie; wiedzieli o tem dobrze i Sasi, więc liczyli się z tobą. Zali to nie prawda, Hugonie?“
— „Potrosze i prawda“, odrzekł Hugon, okazując niejakie zawstydzenie; „a właściwie było to prawdą pół roku temu. Teraz moi Sasi nie wyrządziliby Ryszardowi najmniejszej krzywdy, bo sądzę, iż się już na nim poznali... wszelakoż mniemałem, że zbytek ostrożności nigdy nie zawadzi.“
— Pomyślcie sobie, moje dziatki, co ten człowiek dla mnie uczynił... a jam się tego nawet nie domyślał! Noc po nocy spoczywał pomiędzy moją zbrojną drużyną, acz wiedział dobrze, że życiem swojem odpowiada za moje życie, gdyby który z Sasów podniósł przeciwko mnie oręż...
— „Wierę!“ rzecze De Aquila. „A spójrzcie, iż on jest bez miecza!“ I wskazał na pas Hugona, gdyż (jak podobno wam wspominałem) Hugon odpasał miecz swój nazajutrz od chwili, gdym mu go z ręki wytrącił pod Santlache; odtąd nosił jedynie krótką mizerykordję i łuk przydługi. „Bez mieczaś i bez ziemi, Hugonie, a dyć cię zowią