Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

poleży sobie cichutko, naraz przewraca się z szelestem po słomie i zaczyna przemawiać takim głosem, jak sam Jegomość Król Wilhelm, a zaraz potem prawił nam różne bajki i przypowieści; jeśliśmy czego nie rozumieli, to dźgał nas pod żebra mieczem, całe szczęście, że w pochwie ukrytym.
— „Zważcie-no, chłopcy, co wam mówię“, gwarzył. „Snadź urodziłem się nie wtedy, kiedy mi trzeba się było narodzić. Pięćset lat temu uczyniłbym z Anglji kraj tak możny, iżby nim zawładnąć nie zdołał żaden Sas, Normand ani Duńczyk. Pięćset lat temu byłbym królom takim doradcą, jakiego świat i korona angielska nie widziała. Wszystko oto tutaj siedzi“, dodał, klepiąc się po wielkiej głowie, „ale na niewiele to się zda w tych straszliwych czasach. W każdym razie powiem ci, Ryszardzie, że Hugon więcej wart od ciebie.“ Gdy to mówił, głos jego był szorstki i złowrogi, jak krakanie kruka.
— „Prawdę mówisz“, odrzekłem. „Gdyby nie pomoc Hugona, jego cierpliwość i wytrwałość, nigdybym nie zdołał utrzymać tego dworu.“
— „Ani też żywota“, dopowiedział De Aquila. „Hugon ocalił cię nie raz, ale sto razy. Nie przerywaj mi, Hugonie!... Aza wiesz ty, mój Ryszardzie, czemu to Hugon sypiał i jeszcze sypia wśród twej normańskiej drużyny?“
— „Ażeby być przy mnie“, odpowiedziałem, mniemając, iż mówię prawdę.