Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co znaczyły te słowa? Czy on chciał ich pozabijać? — zapytał Dan.
— Nie inaczej. Lecz jam spojrzał na panią Aeluevę, stojącą pośród dziewek dworskich, oraz na jej brata, boć właśnie ludzie De Aquili wwiedli ich wszystkich do świetlicy.
— Czy ona była ładna? — zapytała Una.
— Długo żyłem na tym świecie, ale przez cały ciąg mego życia nie zdarzyło mi się spotkać białogłowy, coby była godna rozściełać sitowie na onej podłodze, kędy stąpały nogi pani Aeluevy! — odparł rycerz spokojnie i z prostotą. — Poglądając na nią, postanowiłem użyć fortelu, któryby ocalił ją samą i jej domostwo.
— „Zważywszy, iżem tu przybył nieco raptownie, nie uprzedzając nikogo“ odezwałem się do Aquili, „nie mogę nic zarzucić grzecznym obyczajom obecnych tutaj Sasów“. Jednakże głos mi drżał, gdym to mówił, boć jest to... raczej była to niedobra sprawa bawić się w żarty z onym małym człowieczkiem...
— Przez chwilę wszyscy milczeli, wkońcu De Aquila roześmiał się. „Patrzajcie-no ludzie, co za dziwo!“ przemówił. „Ledwośmy uporali się z bitwą i jeszcześmy nie oddali ostatniej posługi memu rodzicowi, alić ten młokos, najmłodszy z naszych rycerzy, zdążył już osiąść w swym dworze, a podwładni mu Sasi (jak poznać po ich spasionych gębach!) nie poskąpili mu usług i hołdów. A niechże mnie święci mają w swej opiece!“ — tu poskrobał się w koniec nosa; „nigdy nie przypuszczałem, że