Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzymało się mocno dzięki równie czerwonym rzemieniom napierśnika i podogonia.
— Patrzaj! — szepnęła Una, choć Dan i tak już wytrzeszczał oczy z podziwu. — Zupełnie mi to przypomina obrazek „Przeprawa Jmć Pana Isumbrasa przez rzekę“... ten, co wisi w twoim pokoju.
W tejże chwili rycerz obrócił się ku nim. Jego chude, pociągłe oblicze tchnęło doprawdy tą samą słodyczą i uprzejmością, jaką na wspomnianym obrazku nacechowana była twarz Jmć pana Isumbrasa, przenoszącego dzieci w bród przez rzekę.
— Oni właśnie powinni być tutaj, mości Ryszardzie, — rozległ się nagle gruby głos Puka pomiędzy wikliną.
— Są już tu nawet — odpowiedział rycerz i uśmiechnął się do Dana, dzierżącego w ręce nanizane na sznurek pstrągi. — Zdaje mi się, że chłopcy niewiele się zmienili od tych czasów, gdy moi synowie łowili ryby w tych wodach.
— Jeżeli już napoiłeś konia, to przejdźmy na obszar Czarodziejskiego Koła; tam będzie wygodniej! — rzekł Puk i skinął dzieciom głową tak poufale i spokojnie, jak gdyby czarodziejską mocą nie zatarł był przed tygodniem w ich pamięci wszystkiego, co się wówczas zdarzyło.
Rumak wykonał zwrot wtył i jął gramolić się na łąkę, silnemi uderzeniami kopyt strącając z nadbrzeżnego wiszaru całe bryły ziemi, które z chrzęstem waliły się w wodę.
— Za pozwoleniem waszmości! — ozwał się pan Ryszard do Dana. — Gdy te dzierżawy do mnie