Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

było Eljasza! Król na niego się pogniewał, że on nie mógł mu pożyczyć pieniędzy; baronowie pogniewali się na niego, bo słyszeli, że on pożyczył pieniędzy królowi; Ada też się na niego pogniewała, bo ona była paskudna baba. Więc oni wzięli i wsiedli na okręt i pojechali z Lewes do Hiszpanji. To było mądre!
— A co było z tobą? Czy widziałeś podpisywanie Karty Ustaw w Runnymede? — zapytał Puk.
— Dlaczego? — odpowiedział Kadmiel, śmiejąc się zcicha. — A na co ja miałem mieszać się do spraw, które są dla mnie za wysokie? Powróciłem do Bury i pożyczyłem pieniędzy na zbiory jesienne...
W tej chwili posłyszeli jakiś trzask nad głową. Wielki bażant, postrzelony, rzucił się wbok i z szumem zwalił się niemal na nich, siejąc na wszystkie strony zeschłemi liśćmi, niby odłamkami granatu. Flora i Warjat natychmiast rzucili się na niego. Dzieci podbiegły również, a zanim udało się im odpędzić psiska i wygładzić potargane pióra, Kadmiel już znikł bez śladu.
— No i cóż wy myślicie o tem wszystkiem? — ozwał się Puk spokojnie. — Weland dał miecz, miecz dał skarb, a skarb dał prawo. Wszystko stało się tak naturalnie i poprostu, jak rośnie drzewo dębu.
— Niebardzo to rozumiem. Czy on wiedział, że był to stary skarb pana Ryszarda? — zapytał