Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzy. Późną nocą przyszedł do nas Langton... taki ksiądz, prawie uczony... ażeby pożyczyć jeszcze trochę pieniędzy dla baronów. Eljasz i Ada poszli do swojej izby...
Tu Kadmiel roześmiał się półgębkiem złośliwie. Huk strzałów za doliną przycichł, bo łowcy właśnie przenieśli się na ostatnie stanowiska.
— Wobec tego — zaczął po chwili Kadmiel spokojnym głosem, — wobec tego nie Eljasz, ale ja prowadziłem z Langtonem układy co do czterdziestego paragrafu nowej ustawy.
— Jakież to układy? — zapytał Puk pośpiesznie. — Czterdziesty punkt Wielkiej Karty swobód opiewa: „Nikomu nie będziemy sprzedawać, odmawiać ani przeczyć prawa i sprawiedliwości.“
— To prawda, ale baronowie napisali pierwotnie: „Nikomu z wolnych...“ Usunięcie tych dwóch małych wyrazów kosztowało mnie dwieście wielkich sztuk złota. Ksiądz Langton mnie zrozumiał, bo powiedział: „Choć jesteś Żyd, to jednak ta zamiana jest zupełnie sprawiedliwa, a jeżeli kiedy Żydzi będą w Anglji zrównani z chrześcijanami, to twoi rodacy powinni ci być wdzięczni.“ Potem wymknął się chyłkiem, jak czynili wszyscy, którzy nocą porozumiewali się z Izraelem. Zdaje mi się, że potem ofiarował mój podarek na swój ołtarz. Dlaczego nie? Miło się gwarzyło z tym Langtonem. Był to taki człowiek, jakim ja chciałbym być, gdyby... gdybyśmy my, Żydzi byli narodem samoistnym. Ale w wielu sprawach był tak prostego umysłu, jak małe dziecko.