Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I prawdę ci mówiła. Jeżeli zgromadzić wiele dzieci na jednem miejscu... to łatwo się między niemi pojawi choroba i one poumierają. Podobnie bywa, gdy się w jednem miejscu zgromadzi wiele czaro... Czterolatków... One wprawdzie nie powymierają, ale ludzie, którzy chodzą między niemi, łatwo nabawiają się choroby i giną, choć Czterolatki wcale tego sobie nie życzą... Ludzie o tem nie wiedzą, ale to wszystko prawda... — Nieraz o tem słyszałem! Czterolatki, tak zatroskane i przerażone, napróżno siląc się prośbami trafić do serc ludzkich, wkońcu zaniechały grzecznego obejścia się z ludźmi. Jakoby jakaś sroga burza przeciągnęła nad Żuławami! Widywano dziwne światła świecące nocą przez okna kościelne; widywano, jak bydło rozpraszało się nagle, choć nikt go nie straszył; owce zbijały się w kupę, choć nikt ich nie spędzał; konie pieniły się, choć nikt na nich nie jeździł; widywano coraz więcej zielonych światełek błyszczących wśród rowów; słyszano więcej niż zwykle drobnych nóżąt, przytupujących wokoło domów. Po całych dniach i nocach ludziska spotykali albo czuli koło siebie jakieś dziwa, które nigdy nie umiały wyrazić, czego im potrzeba. O, musiało być ludziom wtedy gorąco! Nie rozumieli, co się dzieje, nie mogli sobie znaleźć nijakiej rady przez cały ten czas, gdy Czterolatki roiły się na trzęsawiskach... Ale, że byli ludźmi, i to ludźmi z Żuław, więc se wkońcu pomyśleli, że wszystkie te znaki wróżą cosik niedobrego: że albo morze rozwali wielgą tamę koło