Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

liczyć się z siłami wieku. A co to się z tobą działo przez tyle lat?

Byłem-ci ja w Plymouth, w Dover byłem przecie, —
oj, tułałem-ci się, chłopcy, po szerokim świecie!

Zaśpiewał chłop wesoło. — Myślę, żem poznał Starą Anglję, wiela tylko można.
Tu zwrócił się ku dzieciom i mrugnął na nie, jakby wyzywająco.
— Tak? To-ci tam musieli nabajać różnych niestworzonych rzeczy. Ja ino raz byłem w Starej Anglji... dojechałem aż do samego Wiltshire... tam mnie oszwabili porządnie, kiej kupowałem rękawice ogrodnicze! — burknął Hobden.
— E, wszędzie ludziska potrafią człowieka okłamać — odpowiedział Tomasz. — Widzę, że już nadobre przylgnąłeś do swoich stron i nie chce ci się stąd ruszać.
— Starego drzewa nie trza przesadzać, bo uschnie — zaśmiał się Hobden. — A mnie mniej się kwapi do śmierci, jak tobie dzisiaj do pomagania mi przy chmielu.
Olbrzym oparł się o ceglaną ścianę suszarni i rozpostarł szeroko ręce:
— Najmij mnie do roboty! — zawołał i obaj, śmiejąc się, ruszyli na górę.
Po chwili dzieci posłyszały szuranie łopatami po wielkiem płótnie, na którem leżały żółte kiście chmielu, suszące się nad ogniem. W miarę jak przewracano chmiel na drugą stronę, suszarnia zaczęła wypełniać się słodką, usypiającą wonią.