Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Modliliśmy się przez chwilę do Mithrasa w miejscu, gdzie tylekroć zasyłaliśmy doń modły. Odtąd dzień za dniem upływał nam wśród ponurych wieści. Tak doczekaliśmy się zimy...
— Pewnego poranku, gdy wyjechaliśmy konno na wschodnie wybrzeże, znaleźliśmy tam na piasku jasnowłosego mężczyznę, napół zmarzniętego, przywiązanego do kilku strzaskanych desek. Przewróciwszy go, poznaliśmy po sprzączce u pasa, że był to Got z jednego ze wschodnich legjonów. W pewnej chwili człowiek ten otworzył oczy i krzyknął głośno: „On już nie żyje! Miałem przy sobie listy, ale Skrzydlate Kołpaki zatopiły okręt.“ To rzekłszy, skonał nam na rękach.
— Nie pytaliśmy, kto już nie żyje. Wiedzieliśmy doskonale! Gnani śnieżną zawieruchą, popędziliśmy do Hunno, myśląc, że Allo może się tam znajduje. Był już tam istotnie, czekał w naszej stajni. Po twarzach naszych zmiarkował, jaką otrzymaliśmy wiadomość.
— „Stało się to w namiocie nad brzegiem morza...“ wyjąkał. „Został ścięty przez Teodozjusza. Wysłał list do was, pisany w przededniu stracenia. Skrzydlate Kołpaki list ten przejęły, rozbiwszy okręt, na którym jechał posłaniec. Wieść rozszerza się jak pożar po wrzosowiskach. Nie miejcie do mnie żalu! Już nie potrafię utrzymać naszych młodzieńców na wodzy.“
— „Obym mógł to samo powiedzieć o naszych żołnierzach“, odrzekł ze śmiechem Pertinax.“ Ale