Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mi. Bądź więc zadowolony, że mielą równo i nie wtykaj między nie ręki.“
— „Ja?“ zawołał Allo. „Jednakową nienawiść czuję dla Rzymu jak dla Skrzydlatych Kołpaków. Jeżeli jednak Skrzydlate Kołpaki dojdą do przekonania, że ty i Pertinax połączycie się kiedyś z nimi przeciwko Maximusowi, to zostawią was na pewien czas w spokoju, póki się nie namyślicie. A przecie pewna zwłoka potrzebna jest i wam, i mnie, i Maximusowi. Jeżeli wasza wola, zaniosę pomyślną odpowiedź Skrzydlatym Kołpakom... coś takiego, nad czem będą musieli długo się namyślać. My barbarzyńcy jesteśmy wszyscy jednacy. Siedzimy przez pół nocy, roztrząsając każde słówko, jakie powie ktoś z Rzymian. Nieprawdaż?“
— „Nie mamy ludzi, więc musimy walczyć słowami“ rzekł Pertinax, posłyszawszy, o co idzie. „Zdaj całą sprawę na mnie i na Alla.“
— Przeto Allo zaniósł Skrzydlatym Kołpakom odpowiedź, iż nie będziemy z nimi walczyć, o ile oni nas zostawią w spokoju. Niewątpliwie byli nieco wyczerpani stratami, jakie ponieśli w bitwach na morzu, bo rychło zgodzili się na rozejm. Przypuszczam, że Allo, który jak każdy koniarz lubił łgarstwa, opowiedział im, że my pewnego dnia zamierzamy powstać przeciw Maximusowi, jak Maximus powstał przeciw Rzymowi.
— Jakoż w ciągu najbliższych miesięcy przepuścili bez szwanku okręty ze zbożem, które posyłałem Piktom drogą północną. Przeto Piktowie