Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zastanawiało. Co, nie podoba ci się takie nazwanie?
— A czy wam byłoby miło, gdyby was nazywano ustawicznie: „śmiertelnikami“ lub „istotami ludzkiemi“? gdyby na ciebie wołano „Córo Ewy“, a na niego „synu Adama“?
— Wcaleby mi się to nie podobało! — odrzekł Dan. — W taki właśnie sposób przemawiają Dżinny i Afryty w „Powieściach z tysiąca i jednej nocy“.
— Podobnie i ja się czuję, gdy ktoś w odniesieniu do mnie używa tego słowa... którego ja nigdy nie wypowiem... Zresztą to, co nosi u was ową nazwę, to wszystko istoty urojone, o jakich Ludkom Górskim nigdy nie zdarzyło się słyszeć: jakieś małe bąki o motylich skrzydełkach, spódniczkach z gazy, z gwiazdami we włosach, i z różdżkami w rękach, przypominającemi trzcinkę, używaną przez nauczyciela w razie potrzeby ukarania złego ucznia lub nagrodzenia dobrego. Umiałbym coś o nich powiedzieć!
— Wcaleśmy nie myśleli o takich istotach — zaprzeczył Dan. — My też nie żywimy do nich sympatji.
— Słusznie — zawołał Puk. — Czyż więc możecie się dziwić, że Ludkowie Górscy nie chcą uchodzić za jedno z hałastrą tych pstrokatych skrzydlaczy, tych mydłków kiwających różdżkami, tych karmelkowych fircyków! Motyle skrzydełka, he be he! Widziałem-ci ja Jmć Huona, jak z drużyną wyruszył z zamczyska Tintagel w kierunku