Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powrócił do domu, pater wyjaśnił mi, że niegdyś służył pod rozkazami Maximusa w czasie wielkiej wojny piktyjskiej, przeto teraz uprosił u niego, by darzył mnie swą łaską...
— Młokos jeszcze był z ciebie! — zawołał Puk ze swej gałęzi.
— Słusznie powiadasz — odrzekł Parnezjusz. — Nie bądź-że zazdrosny z tego powodu, mój Faunie! Później... wiedzą bogowie, żem poniechał igraszek!
Puk skinął głową potakująco, podparłszy brodę brunatną dłonią i zapatrzywszy się kędyś wdal wielkiemi znieruchomiałemi oczyma.
— W wigilję mego odjazdu składaliśmy przodkom zwykłą, skromną domową ofiarę... ale pomnę, iż nigdy w życiu nie modliłem się tak żarliwie do wszystkich Manów... czyli łaskawych duchów... jak owego wieczora. Potem popłynąłem z ojcem łodzią do Regnum, stąd zaś poprzez kredowe wzgórki powędrowaliśmy na wschód do Anderidy.
— Co to Regnum?... Co to Anderida? — zapytały dzieci, zwracając twarzyczki w stronę Puka.
— Regnum to dziś Chichester — odrzekł Puk, wskazując w stronę wiatraka, — zaś Anderida to dzisiejsze Pevensey.
I wyciągnął rękę poza siebie, w kierunku południowym.
— Co? Znowu Pevensey? — zdziwił się Dan. — Czy tam, gdzie wylądował Weland?