Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

co mamy robić... ale... teraz to nam wszystko jakoś inaczej się składa...
— Ona ma na myśli spotkanie z Czaroludkami — wyjaśnił Dan. — Ja bo nigdy w nie nie wierzyłem... przynajmniej od czasu, gdy ukończyłem sześć lat.
— A ja wierzyłam — rzekła Una. — W każdym razie wierzyłam napoły aż do czasu, gdy uczono nas piosenki: „Żegnajcie, nagrody!“ Czy znasz piosenkę: „Żegnajcie, żegnajcie, nagrody i baśnie“?
— Czy to o tę piosenkę ci chodzi? — spytał Puk, i odrzuciwszy wtył dużą głowę, zaczął odrazu od drugiego wiersza:

...Tak skrzętna gosposia rzec może,

bo jej się dziś w pracy powodzi tak właśnie,
jak dziewce leniwej w oborze!

Bo chociaż wymiecie kominki w izdebkach

(Śpiewaj wraz ze mną, Uno!)

staranniej niż dziewka służebna,

nikt przecie nie słyszał, by rano w jej trepkach

moneta znalazła się srebrna!

Echo rozlegało się po całej łące.
— Widzicie, że umiem tę piosenkę — pochwalił się Puk.
— A potem idzie wierszyk o Kołach Czarnoksięskich — rzekł Dan. — Gdy byłem mały, wierszyk ten zawsze napełniał mi smutkiem serduszko.
— Zdaje się, że chodzi wam o „Te szlaki kręte, koła zaklęte“? — spytał Puk i zahuczał głosem donośnym, niby organy kościelne: