Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z naszą starą piastunką, zbierając dla matki równianki fiołków, a dla siebie pęki wodorostów.
— Czy twoja niania była... była też Rzymianką?
— O, nie! Pochodziła z Numidji. Niechże ja bogi mają w swej opiece! Poczciwe to było kobiecisko! Brunatna była na gębie, przy tem otyła i nieruchawa, a język jej bełtał się i trajkotał bez ustanku, jak ta kołatka pod szyją krowy. Była kobietą wolną. A skoro o tem mowa... pozwól, iż cię zapytam, dzieweczko: czy ty jesteś wolna?
— O tak, zupełnie — odpowiedziała Una. — Przynajmniej... do podwieczorku... Zresztą w lecie nasza guwernantka niebardzo na nas się gniewa, jeżeli się spóźnimy...
Młodzian znów się zaśmiał — szczerze i z wyrozumieniem.
— Widzę to! — rzekł. — Tem się tłumaczy, że teraz przebywasz w lesie. My, za naszych czasów, chowaliśmy się wśród skał...
— A więc i wyście mieli guwernantkę?
— Czemużby nie? Owszem... i to jeszcze Greczynkę! Chodziła w długiej sukni, którą podwijała w zabawny sposób, uganiając za nami pośród kęp janowca. Śmialiśmy się z niej do rozpuku, a ona nam groziła chłostą... jednakże zbyt dobre serce miała poczciwina, by miała spełnić swą groźbę! A trzeba wiedzieć, że nasza Aglaja przy całej swej uczoności była kobietą zręczną i krzepką.