Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

go. De Aquila odprowadził Fulkona aż do nowego młyna. Cała noc ubiegła wydawała się nam teraz jakoby snem osobliwym.
— A czy on załagodził sprawę z królem... to jest, czy król dowiedział się, że nie jesteście zdrajcami? — zapytał Dan.
Pan Ryszard uśmiechnął się:
— Król już nie przysłał powtórnego wezwania do Pevensey’u, ani też nie dopytywał się, czemu De Aquila nie usłuchał za pierwszym razem. Juści, była to sprawka Fulkona. Nie wiem, jako on tego dokazał, dość, że wywiązał się z tego zręcznie i żwawo.
— Więc nie zrobiliście nic złego jego synkowi? — zapytała Una.
— Co? Temu chłopczynie? Ach, cóż to był za urwisz! Ledwieśmy mogli z nim wytrzymać! Powykręcał zawiasy w drzwiach izb sypialnych; śpiewał plugawe piosenki, jakich się niebożę ponauczał w obozie baronów; szczuł psy, pobudzając je do walki; spalił ściółkę w świetlicy, by, jako powiadał, wypędzić pchły, co się w niej zalęgły; dobył puginału przeciwko Jaśkowi, który go za to strącił ze schodów; wjeżdżał konno w zboże i rozpędzał owce. Ale gdyśmy mu przetrzepali skórę raz i drugi, a potem pokazali jako się poluje na wilki i sarny, przywiązał się do nas starych, łaził wszędy za nami niczem młody, zażarty ogar, i mówił każdemu z nas: wuju. Z końcem lata przyjechał do nas jego ojciec, by go zabrać, ale chłopak ani sobie mówić nie dał o odjeździe, bo właśnie wybierał się