Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żem francuskiem. Kłamcą i obłudnikiem był ów Gilbert, jednakże wśród swych jęków i dreszczów trwogi znalazł chwilę sposobną, by poprzysiąc, że właściciel onej lodzi, stojącej właśnie w przystani, nie wiedział nic o całej sprawie.
— „Przezywał mnie klechą-plechą“, skarżył się Gilbert, „i rzucał we mnie odpadkami sztokfisza, ale mimo wszystko nie jest-ci on zdrajcą!“
— „Nie ścierpię, by który z mych pisarzy doznawał zniewagi lub obelgi!“, rzecze na to De Aquila. „Onego żeglarza przywiążę do masztu jego własnej łodzi i każę osmagać! Napisz mi wpierw list, jaki ci podyktuję, a jutro zaniesiesz go, wraz z nakazem chłosty, na ową łódź.
— Wówczas Gilbert rzucił się całować De Aquilę po rękach (nie spodziewał się był bowiem, że dożyje dnia następnego), a gdy już go drżączka opadła, jął pisać list jakoby od Fulkona do książęcia, oznajmując, że psiarnia (co znaczyło: Pevensey) jest zamknięta i że stary pies (którym miał być De Aquila) broni do niej dostępu, a co najgorsza, wszystko się wydało.
— „Jeżeli się komu napisze, że wszystko wyszło na jaw“, zauważył De Aquila, „to choćby był papieżem, będzie miał sny niespokojne. Prawda, Jaśku? Cobyś ty począł, gdyby ci kto powiedział, że wszystko na jaw wyszło?“
— „Ano, uciekłbym“, odpowiedział Jaśko. „A nużby się to bowiem okazało prawdą!“
— „Dobrze mówisz“, rzecze De Aquila. „Pisz,