Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z pomocą Jaśka podniosłem Fulkona z ziemi (a był to człek wielkiej tuszy i wagi) i, założywszy mu pętlę pod pachy, spuściłem go w oną studnię, tak iż nie tykał stopami naszego złota, ale dyndał nieco powyżej. Był właśnie przypływ, przeto woda dochodziła mu do samych kolan. Fulkon nie ozwał się już ani słowem, ale trząsł się zlekka.
— Nagle Jaśko porwał się i z całej siły uderzył w rękę Gilberta pochwą swego puginału. „Wara!“, krzyknął. „On połyka swoje paciorki!“
— „Pewno to trucizna“, rzekł De Aquila. „Miewają ją przy sobie ludzie, którzy wiedzą nazbyt wiele. Sam przez trzydzieści lat ją nosiłem. Dawać mi ją tutaj!“
— Wówczas Gilbert jął płakać i lamentować. De Aquila wziął różaniec w rękę i zaczął przesuwać paciorki. Ostatni z nich (a jakom wam mówił, były to wielkie orzechy) otworzył szpilką, a wewnątrz znalazł maluchny zwitek pergaminu z napisem: „Stary pies idzie do Salisbury, by dostać cięgi. Zawładnąłem jego budą. Przybywaj czemprędzej.“
— „To gorsze, niż trucizna“ — rzecze de Aquila głosem nader uprzejmym i wciągnął policzki w zamyśleniu. Wówczas Gilbert jął tarzać się po ziemi i opowiadać nam wszystko, co wiedział. List, jakośmy zawczasu zgadywali, był od Fulkona dla księcia — a nie był to pierwszy list jakie pisywali do siebie. Fulko podał go Gilbertowi w kaplicy, a Gilbert miał go zanieść rankiem do łodzi rybackiej, która krążyła między Pevensey’em i wybrze-