Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

albo cielątkiem. Tylko że starsi niezawsze rozumieją się na żartach.
— „Więc on to spisywał dzień po dniu, tu przed naszemi oczyma?“, spytał De Aquila.
— „Ba! nawet z godziny na godzinę!“ — odpowiedział Hugon. „Wszak dopiero co, gdy De Aquila w tej tu świetlicy mówił o Sasach i Normanach, widziałem, jako Gilbert zapisywał na pergaminie, leżącym koło rejestru dworskiego, że De Aquila zapowiedział, iż niebawem w Anglji nie będzie Normanów, o ile jego wojownicy będą sprawiali się należycie.“
— „Na relikwje wszystkich świętych!“, zawołał De Aquila. „Jakąż ostoję ma cześć ludzka i miecz wobec pióra? A gdzież to Gilbert schował wspomnianą przez siebie pisaninę? Będzie musiał, łotr, zjeść to paskudztwo!“
— „Ukrył ją na piersiach, wybiegając z izby“, odpowiedział Hugon. „To właśnie mnie skłoniło, bym poszukał, gdzie to on przechowywał gotowe już rękopisy. Widziałem był, jako mu się twarz mieniła, gdy Odo począł skrobać ten tu kamień. Odtąd jużem był upewnion o wszystkiem.“
— „Śmiały to człek!“ rzecze De Aquila. „Trzeba przyznać sprawiedliwie, że mój Gilbert, to człek śmiały.“
— „Aż nazbyt śmiały“, odrzekł Hugon. „Posłuchajcie-no, co on tu pisze dalej!“ I jął czytać: „W dzień świętej Agaty nasz pan, dziedzic na Pevensey’u, spoczywając w górnej swej izbie, a odziany w kożuch podbity królikami...“