Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— „Złote podkowy na czarnej tarczy“, odrzekł Rak.
— „Tedy to ktoś z ludzi Fulkona“, rzecze De Aquila.
W tem miejscu Puk wtrącił się grzecznie:
— Przepraszam, złote podkowy bynajmniej nie są godłem Fulkonów. Godłem Fulkonów jest...
Rycerz machnął ręką wspaniałomyślnie:
— Wszak i ty znasz prawdziwe miano owego niegodziwca — odpowiedział, — ale jam wolał przezwać go Fulkonem, bom mu przyrzekł, iż nigdy w taki sposób nie opowiem jego niecnych postępków, by kto miał zgadnąć rzecz istą. Przeto zmieniłem co do jednego wszystkie imiona w mej opowieści. Być może, że prawnuki tego człowieka żyją jeszcze.
— Prawda, prawda! — rzekł Puk, śmiejąc się łagodnie. — Iście to po rycersku dotrzymywać słowa... nawet po tysiącu lat...
Pan Ryszard pochylił się zlekka i ciągnął dalej:
— „Złote podkowy na czarnej tarczy?“, rzecze De Aquila. „Jam słyszał, że Fulkon zawarł sojusz z baronami, ale jeżeli to prawda, tedy nasz król musi być górą. Ale tak czy owak, wszyscy Fulkonowie to zdrajcy. Wszelakoż, jabym tego człeka nigdy stąd nie odprawił na czczo.
— „On i tak się pożywił przy stole skrybenta Gilberta“, drzekł Jaśko. „Clericus Gilbert przyniósł mu wina i mięsa z kuchni.“
— Ów Gilbert był to kleryk z opactwa Battle, który prowadził rachunki dworu pevenseyskiego.