Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

podnosi się lub opada w miarę przypływu i odpływu morza. Posłuchajcie-no!“ Nadstawiliśmy ucha i posłyszeliśmy szelest i pluskanie wody w głębi. „Cóż?“, rzecze De Aquila, „dobry będzie schowek?“
— „Ha, trudno! Jeżeli niema innego...“, rzecze Hugon. „W twych rękach jest przecie nasze życie..“
— Spuściliśmy przeto na dno studni cały skarb nasz z wyjątkiem małej skrzynki ze złotem, którą De Aquila ukrył pod tapczanem, zarówno dlatego, by służyła naszym potrzebom, jak i dlatego, że waga i jasna barwa onego kruszcu wielką napawała go radością.
— Rankiem, nimeśmy odjechali do naszych dworów, rzekł De Aquila: „Nie żegnam was, bo wiem, że wrócicie i tu zostaniecie... nie z miłości ani tęsknoty, lecz ażeby pilnować złota. Miejcie się na ostrożności“, dodał z uśmiechem, „bom ja gotów z niego skorzystać, by stać się zwierzchnikiem całego chrześcijaństwa. Nie ufajcie mi, ale wracajcie rychło!“
Zamilknął na chwilę pan Ryszard i uśmiechnął się smutno.
— W siedem dni później powróciliśmy z naszych dworów... z dworów, które drzewiej do nas należały...
— A czy dzieci dobrze się sprawowały przez ten czas? — zapytała Una.
— Młodzi byli synaczkowie moi — mówił pan Ryszard sam do siebie. — Ziemia i władza słusznie